23 wrzesien , godz. 19.51
Głos w sprawie pornografii
Nie ma rozpusty gorszej niż myslenie.
Pleni się ta swawola jak wiatropylny chwast
na grzadce wytyczonej pod stokrotki.
Dla takich, którzy mysla, swięte nie jest nic.
Zuchwałe nazywanie rzeczy po imieniu,
rozwiazłe analizy, wszeteczne syntezy,
pogoń za nagim faktem dzika i hulaszcza,
lubieżne obmacywanie drażliwych tematów,
tarło pogladów - w to im własnie graj.
W dzień jasny albo pod osłona nocy
łacza się w pary, trójkaty i koła.
Dowolna jest tu płeć i wiek partnerów.
Oczy im błyszcza, policzki pałaja.
Przyjaciel wykoleja przyjaciela.
Wyrodne córki deprawuja ojca.
Brat młodsza siostrę stręczy do nierzadu.
Inne im w smak owoce
z zakazanego drzewa wiadomosci
niż różowe posladki z pism ilustrowanych,
cała ta prostoduszna w gruncie pornografia.
Ksiażki, które ich bawia, nie maja obrazków.
Jedyna rozmaitosć to specjalne zdania
paznokciem zakreslone albo kredka.
Zgroza, w jakich pozycjach,
z jak wyuzdana prostota
umysłowi udaje się zapłodnić umysł!
Nie zna takich pozycji nawet Kamasutra.
W czasie tych schadzek parzy się ledwie herbata.
Ludzie siedza na krzesłach, poruszaja ustami.
Nogę na nogę każdy sam sobie zakłada.
Jedna stopa w ten sposób dotyka podłogi,
druga swobodnie kiwa się w powietrzu.
Czasem tylko ktos wstanie,
zbliży się do okna
i przez szparę w firankach
podglada ulicę.
Wisława Szymborska
13 wrzesien , godz. 20.09
Piosenka.
Znów wędrujemy ciepłym krajem,
malachitowa łaka morza.
(Ptaki powrotne umieraja
wsród pomarańczy na rozdrożach.)
Na fioletowoszarych łakach
niebo rozpina płynnosć arkad.
Pejzaż w powieki miękko wsiaka,
zakrzepła sól na nagich wargach.
A wieczorami w pradach zatok
noc liże morze słodka grzywa.
Jak miękkie gruszki brzmieje lato
wiatrem sparzone jak pokrzywa.
Przed fontannami perłowymi
noc winogrona gwiazd rozdaje.
Znów wędrujemy ciepła ziemia,
znów wędrujemy ciepłym krajem.
1938 r.
Krzysztof Kamil Baczyński
18 listopad 2006 , godz. 20.27
Idz dalej
Wzywałem ciemnosci: niech wstanie!
I niech mnie pograży w noc ciemna -
Wzywałem milczace otchłanie,
By łona zawarły nade mna. -
Wzywałem strasznego anioła:
Niech slad mój zagładzi na ziemi,
Niech wszystkie dnie moje odwoła,
Niepamięć rozpostrze nad niemi!
Lecz próżno wzywałem litosci,
Jak inni przede mna wzywali...
Głos tylko mnie doszedł z ciemnosci,
Co wołał: "Idz dalej, idz dalej!"
Adam Asnyk
5 luty 2007 , godz. 20.18
Rezygnacja
Wszystko skończone już pomiędzy nami!
I sny o szczęsciu pierzchły bezpowrotnie,
Wziałem już rozbrat z tęsknota i łzami,
I żyć, i umrzeć potrafię samotnie
.
Dzis nic z mych piersi skargi nie dobędzie,
Nic jej nie przejmie zachwytem lub trwoga.
Nie wyda dzwięku rozbite narzędzie,
Pęknięte struny zadrżeć już nie moga.
Nie ma bolesci, co by mnie trwożyła,
Bo dzisiaj nawet w własny ból nie wierzę,
Ogniowa próba dla mnie się skończyła,
I do cierpiacych więcej nie należę.
I żadne szczęscie ziemskie mnie nie zwabi,
Żebym się po nie miał schylić ku ziemi...
I żaden zawód sił mych nie osłabi -
Przebyta męka panuję nad niemi.
Swiatowych uczuć nicosć i obłuda
Już mnie nie porwie swym chwilowym szałem,
Przestałem wierzyć w te fałszywe cuda,
Więc i zwatpieniu ulegać przestałem.
Z całego tłumu zmyslonych aniołów,
Połyskujacych tęcza swoich skrzydeł,
Została tylko szara garsć popiołów
I wiotkie nici porwanych już sideł.
Dzis jeden tylko duch mi towarzyszy,
Co rezygnacji nosi ziemskie miano,
On wszystkie burze na zawsze uciszy
I da mi zbroję w ogniu hartowana.
W tej zbroi - przejdę przez swiat obojętnie,
Surowe prawdy życia mierzac wzrokiem,
Ani się gniewem kiedy roznamiętnię,
Ani się ugnę przed losu wyrokiem.
Patrzac się z dala na kłamliwe rzesze,
Na ich zabiegi o błyskotki próżne,
Kamieniem na nie rzucić nie pospieszę
I pobłażania jeszcze dam jałmużnę.
Niech się więc kończy owa sztuka ładna,
Co się zwie życiem, w cieniu cichej nocy,
Bo żadna rozpacz i nadzieja żadna
Nad moim sercem nie ma już dzis mocy!
Adam Asnyk
2 styczeń 2007 , godz. 21.40
z wszystkich wierszy
te najpiękniejsze nigdy nie zostały spisane
ulotne
nieuchwytne
drżaca mysl znikajaca w ciemnosci
na krawędzi snu i jawy
po zmrużeniu powiek
18 listopad 2006 , godz. 20.07
Mimikra
Prawdziwe jest mistrzostwo smierci, co wymysla
coraz to inne formy swojego istnienia:
zostaja niesmiertelne, gdy ona już zmienia
- jak naturalnie metrum zmienia nieumyslna
decyzja precyzyjnie liczacej akcenty
oddechu krwi piszaca dłoń; jak zmienia kostium
tancerka w interwale gry, zezując z boku
do lustra tylko po to, by sprawdzić zapięcie
stanika - nie nagosci zawodowej twarz
kontemplować; jak ciekły niepokój poety
znajduje odwołanie wreszcie przy kuchennym
zlewie, gdzie na krawędzi jawnie siedzi ona,
rozkraczona, na pamięć w mózgu wyrzezbiona
sekunda pożadania, tak smierć zmienia twarz.
Rafał Wojaczek
3 listopad 2006 , godz. 20.17
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzezwia moja duszę.
Wiedzie mnie po własciwych scieżkach
przez wzglad na swoje imię.
Chociażbym chodził ciemna dolina,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jestes ze mna.
Twój kij i Twoja laska
sa tym, co mnie pociesza.
Stół dla mnie zastawiasz
wobec mych przeciwników;
namaszczasz mi głowę olejkiem;
mój kielich jest przeobfity.
Tak, dobroć i łaska pójda w slad za mna
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pańskim
po najdłuższe czasy.
Psalm 23
31 pazdziernik 2006 , godz. 22.17
Słowa
słowa zostały zużyte
przeżute jak guma do żucia
przez młode piękne usta
zamienione w biała
bańkę balonik
osłabione przez polityków
służa do wybielania
zębów
do płukania jamy
ustnej
za mojego dzieciństwa
można było słowo
przyłożyć do rany
można było podarować
osobie kochanej
teraz osłabione
owinięte w gazetę
jeszcze truja cuchna
jeszcze rania
ukryte w głowach
ukryte w sercach
ukryte pod sukniami
młodych kobiet
ukryte w swiętych księgach
wybuchaja
zabijaja
Tadeusz Różewicz
30 pazdziernik 2006 , godz. 21.34
Wyjasnienie
Nie przyszedłem pana nawracać
zreszta wyleciały mi z głowy wszystkie madre kazania
jestem od dawna obdarty z błyszczenia
jak bohater w zwolnionym tempie
nie bede panu wiercić dziury w brzuchu
pytajac co pan sadzi o Mertonie
nie bede podskakiwał w dyskusji jak indor
z czerwona kapka na nosie
nie wypieknieje jak kaczor w pazdzierniku
nie podyktuje łez, które sie do wszystkiego przyznaja
nie zaczne panu wlewać do ucha swietej teologii łyżeczka
po prostu usiade przy panu
i zwierze mój sekret
że ja, ksiadz
wierze Panu Bogu jak dziecko
Ks. Jan Twardowski
Elegia o chłopcu polskim
Oddzielili cie, syneczku, od snow, co jak motyl drża,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy ruda krwia,
malowali krajobrazy w żółte sciegi pożog
wyszywali wisielcami drzew płynace morze.
Wyuczyli cie, syneczku, ziemi twej na pamiec,
gdys jej scieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cie w ciemnosci, odkarmili bochnem trwog,
przemierzyłes po omacku najwstydliwsze z ludzkich drog.
I wyszedłes jasny synku, z czarna bronia w noc,
i poczułes, jak się jeży w dzwieku minut - zło.
Zanim padłes, jeszcze ziemię przeżegnałes ręka.
Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
Krzysztof Kamil Baczyński
..
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL